Rozumiem Ciebie. Ale tak na logikę... Od producenta do konsumenta jest kilku pośredników. Gdyby każdy z nich przeprowadzałby kwarantannę, wartość ryby wzrosłaby o kilka (naście?) procent. Do ceny żywych osobników, trzeba dodać (proporcjonalnie na osobnika) cenę ryb, które nie przeszły kwarantanny. W końcu kto chce być stratny?
W taki sposób głupi Gupik
kosztowałby 8-10 zł/szt. A i tak gwarancja, że "przyjmie się" u Ciebie - żadna.
Logika może i końska.
Wolę jednak kupić Gupika za 2 zł niż za 10 zł.
W Wałczu są sklepy, gdzie obsługa nie ma zielonego pojęcia o rybach i roślinach w akwarium. Sam na początku przygody
kupowałem w nich rośliny akwariowe, które okazały się być nieakwariowe i gniły po kilku tygodniach. Dopiero lektura w sieci i bibliotekach, uświadomiła mi, że zrobiono mnie w balona. Przed tego typu sprzedawcą mogę ostrzec, ale że ryba kupiona u uczciwego sprzedawcy zdechła? Z resztą. Człowiek, to taka istota, że i tak musi sam się przekonać, że czarne jest czarne, czy jakoś tak.