Może to dla niektórych śmieszne, ale siedzę i płaczę, bo umarł Dyktator. Codziennie rano witał się ze mną - wychodził ze swojego kokosowego domu za trawką i przyglądał mi się, głównie ze zdegustowaną miną, że dzisiaj płatki, nie solowiec. Wczoraj jeszcze był, wyglądał pięknie (jak zwykle), stroszył się, wkurzał, gonił lśniącooczki, uciekał przed żoną (Dyktatorowa to twarda sztuka), jadł normalnie. Dziś już go nie było. Oczywiście w akwarium jest ok. 50 krewetek, więc jeśli zmarł w nocy, zdążyły go "posprzątać".
Poprzednim władcą akwarium erotycznego (tak je nazywamy, bo cokolwiek się tu wrzuci, to się rozmnoży) był Minister, Wielki Korektor, Kakadu. Wielki Korektor, ponieważ lubił patrzeć na ekran komputera bardzo. Potrafił wisieć godzinami w rogu blisko monitora i patrzeć, co ja piszę. Wielki Korektor ma swoje mauzoleum w postaci pudełka i papieru na prezenty. Dyktatora po kreweciej utylizacji nie mogę pochować, bo nie ma ciała, że tak powiem.
Z żalem żegnam małego przyjaciela.
Mam nadzieję, że mnie tu nie obśmiejecie.
Autor
Wątek: Umarł Dyktator Borelli (Przeczytany 3332 razy)