Pomysł morskiego narodził się… wiele lat temu, nie pamiętam dokładnie, ale wiem, że dość spory wpływ wywarło na mnie zobaczenie akwarium morskiego w centrum handlowym Turzyn, zoo u Niedzielskich o ile się nie mylę. Z powodów finansowych było to dla mnie tylko marzenie, dlatego zdecydowałem się na odpalenie malawi w 112 litrach, więc dość niewiele jeśli chodzi o ten biotop, ale nie umiałem odpuścić tych kolorków, żadne inne rybki by mnie w pełni nie satysfakcjonowały. Było malawi, ale wciąż był niedosyt, niby dobrze, ale dalej mało, trzymałem już palec ale chciałem całą dłoń. Czytałem o morskim coraz więcej, artykuły i dzienniki zwłaszcza autorstwa ludzi, którzy założyli solniczkę niewielkim kosztem, postanowiłem sam spróbować, raz się żyje. No i tu się cała przygoda zaczyna
Problemy zaczęły się już na samym początku. Przed kupnem filtra RO nie miałem pojęcia gdzie go podpiąć, czy nie będę musiał robić przebudowy rur z wodą w domu. Jak przyjechał, okazało się, że spokojnie mogę go podpiąć w łazience w dwóch miejscach, więc tak zrobiłem. Tylko jedno mnie zastanawiało – dlaczego nie leci czysta woda? Leciał sam ściek. Po rozmowach ze sprzedawcą doszło do reklamacji membrany i po kilku dniach miałem już nową, działającą. Uzbierałem wodę, ale nie było jeszcze soli, sprzedawca trochę leciał w bambuko, bo ponad 2 tygodnie czekałem na zamówioną sól, w końcu zrezygnowałem i kupiłem przez internet. Żwir i skałę wrzuciłem do akwarium, zalałem zasoloną wodą (sól Red Sea Coral Pro), falownik mieszał wodę, wszystko stało i czekało. Lampa 4x24W świeciła, zaczęło się dojrzewanie.
Po dwóch tygodniach kupiłem pierwsze koralowce, szczepki sarco, clavularii oraz 10 główek zoa. Kosztowało mnie to ponad 100 zł a w akwarium były to zaledwie małe, ledwo widoczne kropeczki, trochę słabo. Straciłem wiarę w to, że kiedyś całe to akwarium będzie zarośnięte koralowcami. Mój brak cierpliwości na początku doprowadził do tego, że wyrzuciłem prawdopodobnie dobrą szczepkę clavularii, sądziłem że jeśli w 3 dni się nie otworzyła, nie dała żadnego znaku życia, to już po niej, więc do kosza. Też jakoś na początku zaczął mi nie pasować falownik JVP-101 (3000l/h), który za mocno dmuchał, wymieniłem go na chińskie filtry, które działają do dziś. Oprócz cyrkulacji pełnią również funkcję filtracji mechanicznej. Jednak uważam, że nie w każdym akwarium morskim się sprawdzą filtry, zamiast falowników, u mnie takie a nie inne ułożenie skały, wraz z jej sporą ilością spowodowały, że nie był potrzebny szeroki strumień wody, wystarczył wąski, jaki zapewniają zwykłe filtry.
Minął miesiąc, postanowiłem wprowadzić pierwsze ryby. Zamówiłem 2 błazny i 2 kraby C. Elegans. Prawie godzinna aklimatyzacja i chlup do wody. Błazny zachowywały się dziwnie, noc przeżyły. Następnego dnia praktycznie cały dzień się chowały, obserwowałem tylko ich dziwne zachowania zza skały, coraz bardziej mnie to martwiło. Następnego dnia wstałem rano, lekko zmartwiony i ciekawy czy żyją, zobaczyłem je leżące obok siebie na piachu, oczywiście martwe. To było chyba najgorsze doświadczenie w całej zabawie z morszczyzną, pierwsze kupione rybki padły, i to jeszcze nemo, no źle mi z tym było. Kraby za to miały się dobrze. Po tym doświadczeniu postanowiłem nie wpuszczać prędko ryb.
Dwa tygodnie po tym kupiłem od użytkownika forum nano-reef chyba 6 czy 7 koralowców, zapłaciłem ponad 300zł, trochę nerwówki było, bo przecież dopiero co ryby padły, a co jak nie mam dobrych warunków dla koralowców? Ucieszyłem się, jak zobaczyłem, że koralowce są duże i jest ich dużo. Powoli, powoli zaczynały się otwierać, każdy przeżył, cieszyło mnie to, chociaż akwarium było całe zarośnięte glonami, skała goła, brzydka, kolorystycznie nie pasująca do klimatu morskiego, no nie podobało mi się to, tęskniłem za malawi. Miałem jednak nadzieję, ze minie z pół roku i to jakoś zacznie wyglądać, więc czekałem.
Akwarium dojrzewało, zobaczyłem u siebie pierwszą aiptasię, wirki… Jeszcze tylko plag było mi trzeba, no ale mając już małą armię koralowców kupiłem preparat na wirki i na apitasię. Jako tako działały, ale plagi całkowicie nie ustępowały. Czytając fora postanowiłem się tym nie przejmować, aiptasja rosła wolno, wirki okazały się być nie groźne, trafił mi się mniej groźny gatunek. Na glony zacząłem stosować wódkę, ale jako że nie miałem odpieniacza, bo zakupiony na samym początku weipro 2004 okazał się nie zdolny do użytku, robił piany więcej w akwarium niż wewnątrz odpieniacza, musiałem kupić nowy. Padło na Boyu WG 310, za 89 zł, okazał się lepszy.
Pod koniec grudnia, czyli prawie 4 miesiące od zalania, kupiłem ryby, najpierw błazen, dzień później pterapogon i hexataenia, która miała zajadać się wirkami, okazała się skuteczna. Wszystkie żyły i miały się dobrze. Koralowce coraz ładniejsze.
Fundusze z wakacyjnej pracy się wyczerpały, znów byłem biednym studentem. Trudno opisać moją radość, jak się dowiedziałem, że przyznali mi stypendium naukowe, drugi próg, lepszego momentu trafić nie mogłem.
Od początku leciałem na tanich świetlówkach za 20-25 zł z allegro, ale postanowiłem spróbować z lepszymi, kupiłem świetlówki sylvanii. Różnica gołym okiem nie dostrzegalna, ale koralowce miały się coraz lepiej i lepiej, może to właśnie zasługa światła. Kolejna decyzja – więcej koralowców. Kupiłem garstkę miękkich i dwa LPSy, troszkę trudniejsze w hodowli niż miękkie, które do tej pory miałem. Prawie wszystkie żyły i miały się ok, tylko caulastrea wydawała się umierająca, tkanka zanikała, w ogóle się nie pompowała, nie dawałem jej żadnych szans. Jakiś czas po kupnie koralowców odpieniacz zaczął mnie mocno irytować, mały chiński kawałek plastiku, a sama pompka w nim wydawała się krztusić wodą, marne odpienianie, hałas. Szybka decyzja – wymiana odpieniacza. Od dawna chciałem mieć Tunze 9002, kupiłem z drugiej ręki za połowę ceny, działa rewelacyjnie do dziś. Co mnie zaskoczyło najbardziej, oprócz ilości wywalanej brudnej wody, która była dosłownie kilkanaście razy większa niż w przypadku poprzedniego pseudo-odpieniacza, to to, że caulastrea zaczęła ożywać, po tygodniu, może dwóch od kupna Tunze, już się normalnie pompowała.
Postanowiłem dłużej tyle nie oszczędzać. Z każdym kolejnym przypływem stypendialnej gotówki zaczynały się zakupy. Dokupiłem wkład DI do osmozy, miernik TDS, testy do wody, których wcześniej nie używałem, ale bez których dzisiaj ciężko mi jest sobie wyobrazić ładne akwarium morskie, wymieniłem żwir na piach. Kolejne zakupy to ryby – błazen do pary i P. Paccagnellae. Tej drugiej ryby chciałem uniknąć, bo wiedziałem że bywa agresywna i nie powinna być trzymana z hexataenią – ale zaryzykowałem. Na początku nowy błazen nie był przez nikogo atakowany, a Paccagnellae przez każdego przeganiany, po około tygodniu role się odwróciły i nowy błazen padł... Zamęczony przez hexataenię i dobity przez drugiego błazna. Mam pecha do błaznów, z 4 kupionych przeżył tylko 1, no trudno.
Później przyszedł czas na krewetki, 2x wundermanni na aitasję, i 1x debelius, oprócz tego 2 rybki chromis viridis. Był maj. Wundermanni od wpuszczenia do akwarium nie widziałem do dzisiaj, na pewno nie żyją, a chromisy… oba wkręciły się w niezabezpieczony filtr… Były dość małe a ja nie zauważyłem, że nie mam pokrywy z wkładem, no i kaput. Debelius po dzień dzisiejszy chowa się cały czas w skale, czasem w nocy pospaceruje, w dzień do karmienia się na chwilę pokaże, ale to tyle.
Później w zasadzie nic się już specjalnego nie działo, akwarium sobie stało, sesja się zbliżała, prawie 2 miesiące się nim nie interesowałem, dopiero w lipcu jak już miałem trochę czasu się nim zacząłem zajmować.
Patrząc na to wszystko dzisiaj uważam że co najmniej połowa moich zakupów to była wielka klapa. Chcąc zaoszczędzić tylko na tym traciłem, nie wiedziałem po prostu na czym oszczędzać, brak doświadczenia.
Żwir – porażka, 8kg kosztowało mnie 50 zł, dałbym drugie tyle i miałbym 9kg żywego piachu.
Odpieniacz – trochę ponad 100 zł, nie dało się go używać bo robił więcej piany i bąbli w całym akwarium, niż wewnątrz. Drugi odpieniacz prawie 100 zł – pochodził może z 2 miesiące i dostał eksmisję, zastąpił go Tunze 9002.
Skała – chciałem zaoszczędzić głównie na tym, zamiast 40zł/kg żywej skały, płaciłem 5zł/kg za martwą, więc oszczędność spora, ale tutaj popełniłem jeden błąd – włożyłem do akwarium za duże kawałki skały, powinienem był je bardziej rozdrobnić, ponieważ ułożenie przeze mnie wybrane, jak się po niedługim czasie okazało, było dość kłopotliwe i mało wygodne.
Zwierzęta – pech i ryzyko, zamiast pewniaków.
I tak dalej… Dzięki temu wszystkiemu nabyłem dużo doświadczenia, przekonałem się na własnej skórze, że w akwarystyce morskiej chytry płaci dwa razy. Można oszczędzać, owszem, ale jeśli już ktoś tak planuje, to niech poradzi się doświadczonemu akwaryście morskiemu i zaufa mu w sprawie zakupów, ponieważ w przeciwnym wypadku można popełnić sporo błędów, które będą się ciągnąć miesiącami lub nawet latami. Ja do dzisiaj nie wszystkie naprawiłem, bo nie jestem w stanie, np. skała, tej już nie zmienię.
Chyba wyczerpałem temat, trochę jestem zmęczony i może kilka kwestii pominąłem, ale postaram się dopisać jak mi się coś przypomni. Z grubsza jednak opisałem moją krętą wędrówkę po świecie akwarystyki morskiej, która dopiero się zaczęła
Początki bywają trudne, ale czasem po prostu warto…
Podziwiam tych, którzy to przeczytają :p