Pozwolicie że wyrażę swoją opinię jako osoba spoza środowiska szczecińskiego. Z Klubem Molinezja miałem do czynienia chyba tylko raz w życiu, w latach 90, czyli można powiedzieć w epoce dinozaurów. Był to okres gdzie pracując w jednym z salonów wyposażenia wnętrz jako kierownik sklepu dostałem nakaz od szefa na założenie zbiornika w biurze o pojemności 1000 litrów. Cóż, lokalny rynek w Koszalinie nic ciekawego nie oferował, więc człowiek z delegacją w ręce, samochodem służbowym i jeszcze jednym pracownikiem ruszył w Polskę. Pierwsze kroki to Szczecin i od razu wielkie rozczarowanie - właśnie w Molinezji rozczarowanie było największe, bo telefonicznie było wszystko podobno dogadane, w realu zero zainteresowania kontrahentem. Zostaliśmy "zlani" przez klubowiczów gorzej niż początkujący akwaryści. Zero informacji, zero obecności, zero towaru. Cóż, w innych miastach, w szczególności w Poznaniu nie mieliśmy żadnych problemów, a co lepsze, w Poznaniu to nawet współpracowaliśmy przy urządzaniu zbiornika z Starym Zoo, wszyscy chcieli pomóc, gdyż taki duży zbiornik w salonie sprzedaży w ścianie między salą sprzedaży a biurem to najlepsza reklama tego dość kosztownego hobby.
I tu czytając wypowiedzi akwarystów dość często odwiedzających tą giełdę/ ten klub, dochodzę do wniosku że nic tam się nie zmieniło. Nie wiem po co istnieje klub, teraz stowarzyszenie. Chyba po to aby wyciągać dotacje z UM na organizacje Wystawy Gupików. Jeżeli ekipa założycielska chce propagować to piękne hobby to musi zmienić całkowite podejście do tematu. Nie znam statutu stowarzyszenia, ale z ogólnych przepisów dotyczących stowarzyszeń mogę wnioskować jedynie tylko tyle że Stowarzyszenie może prowadzić działalność gospodarczą, lecz wszelkie zyski z tej działalności muszą trafić do kasy stowarzyszenia i być spożytkowane na cele statutowe, a nie trafiać do kieszeni członków czy też zarządu. Jestem członkiem stowarzyszenia Pomocy dla Dzieci z Autyzmem, oraz byłem w grupie założycielskiej Stowarzyszenia Koszalin24, które ostatecznie nie zostało powołane, gdzie razem z innymi członkami o wykształceniu prawnym układaliśmy statut aby można było zarejestrować stowarzyszenie. Nie była to łatwa robota, ale dzięki niej wiem na 1000 % że nie ma szans na zarabianie na własny rachunek pod płaszczykiem stowarzyszenia.
Jeżeli Stowarzyszenie sprzedaje ryby, rośliny i dochód z tej sprzedaży trafia do hodowców to jest to przestępstwo gospodarcze ścigane przez US. Dochody z sprzedaży pod szyldem stowarzyszenia muszą trafić do kasy organizacji i być wydane na cele statutowe - to jedyna możliwość.
Po drugie jeżeli chcecie propagować akwarystykę to musicie się "otworzyć" na rzeczywistość. Czyli mniej gadania w kółeczku różańcowym, a więcej pracy z młodzieżą, więcej wystaw, lepsza komunikacja ze środowiskiem. Giełda tak, ale na warunkach konkurencyjnych do sklepów i z przeznaczeniem na cele stowarzyszenia. Jeżeli chcecie propagować akwarystykę to radzę zająć się jakąś konkretną linią hodowlaną, propagować ją w regionie, robić dla niej pokazy, zachęcać do hodowli nawet poprzez dostarczanie potencjalnym hodowcom narybku za 1/2 lub mniejszą cenę. Efekty takiej działalności mogą być dość szybko widoczne w postaci większej ilości wystawców na pokazach, konkursach. Większej ilości członków stowarzyszenia. A wynikiem takich działań będzie też większa ilość potencjalnych kupców na giełdzie oraz w sklepach. Podstawę macie - Konkurs Par Gupików - od Was teraz zależy czy w obecnych czasach będziecie potrafili zorganizować tak swoją działalność że "wypłyniecie na duże zbiorniki", czy też zostaniecie w "kotnikach".